Mówią na siebie „lot lizards”, bo tak potocznie określa się ich w USA. Są grupą sex-workersów, zarabiających na życie szybkim seksem w obskurnych toaletach, we wnętrzach pachnących potem ciężarówek, w niedoświetlonych pokojach taniego motelu. Ich świat skurczył się do postoju dla samochodów, gdzieś tam na amerykańskich bezdrożach, skąd wszędzie jest daleko, a najdalej do spokojnego, stabilnego życia.